„Musivum” powstało prawie trzy lata temu – na LiveJournalu.
Gwoli ścisłości, w marcu 2010 roku pojawił się tam pierwszy tekst, natomiast
prace nad całym projektem zaczęłam dużo, dużo wcześniej.
„Musivum” przetrwało moje dwie wielkie przerwy w pisaniu:
roczną (od grudnia 2010 do listopada 2011) oraz ośmiomiesięczną (od czerwca
2012 do stycznia 2013). Myślę, że z tych przerw wyszliśmy oboje – i „Musivum”,
i ja – obronną ręką: „Musivum” nadal istnieje, nie daje mi spokoju i wywołuje
głód pisania, a ja nadal chcę je pisać – i piszę. Przetrwaliśmy dwie wielkie
przerwy – jesteśmy silni. Pewnie w przyszłości zdarzą się jeszcze nieraz
przerwy krótsze lub dłuższe, ale już się ich nie boję. Wracamy do siebie, więc
przerwy nie są destrukcyjne – pod pewnymi względami wręcz przeciwnie.
(Po cichu mam jednak nadzieję, że przerwy te będą jak
najkrótsze i jak najrzadsze...)
Wraz z końcem drugiej wielkiej przerwy i powrotem do pisania
oraz publikowania zdecydowałam się na przeprowadzkę z LiveJournala na Blogspot.
Powodów jest sporo – choćby takie:
–) od niedawna mam prywatny blog na Blogspocie i coraz
bardziej doceniam możliwości oraz udogodnienia tego serwisu;
–) LiveJournal pod pewnymi względami nie oferuje za dużo
atrakcji jako miejsce publikacji;
–) na Blogspocie długie teksty – nawet liczący ponad
siedemdziesiąt stron „Priamel”! – mieszczą się w jednym poście (przynajmniej
„Priamel” mieścił się podczas próbnej publikacji, mam nadzieję, że za drugim
razem nie zrobi mi jakiegoś numeru). To dla mnie niesamowita gratka, bo
ograniczenie wielkości postów na LiveJournalu i konieczność rozbijania tekstu
na części od dawna mocno mnie irytują;
–) w moim życiu sporo się pozmieniało; w związku z tym mam
wrażenie, że w blogosferze również potrzebuję pewnej odmiany – i zmiana miejsca
publikacji jest właśnie taką zmianą, która mi odpowiada;
–) naszła mnie też potrzeba wyjścia poza livejournalowy –
żywot?, odbiór?, sposób funkcjonowania? – nie wiem dokładnie, coś w tym
kierunku;
–) w niemal każdej ocenie, którą otrzymałam, pojawiała się ta
sama uwaga: strasznie nieprzyjazny ten żurnalowy szablon. Kontrast uderzał
szczególnie wówczas, gdy treść była oceniana bardzo wysoko, a grafika bardzo
nisko. Przyznam zresztą z ręką na sercu: na wszystkich komputerach poza moim
stacjonarnym szablon LiveJournala rzeczywiście zniechęca;
–) kocham moje „Musivum”; jest dla mnie naprawdę ważne, jest
mi potrzebne, uszczęśliwia mnie. W związku z tym – zasługuje na to, bym się o
nie zatroszczyła, nie tylko na poziomie treści, lecz także od strony wyglądu i
rozmaitych atrakcji;
–) jeszcze parę spraw od strony technicznej: na Blogspocie
mogę mieć dowolną liczbę podstron, linków i ikonek (a czemu by nie!), mogę
utrzymać akapity nawet w bardzo długich tekstach, mogę też sama sobie zrobić i
zamieścić nagłówek (czego efekty można podziwiać powyżej). Niby małe rzeczy, a
jak cieszą.
Jedyne, co mnie zasmuciło, to fakt, że nie mogłam użyć w
blogspotowym adresie samej nazwy projektu – ku mojemu zdumieniu ktoś już mi
słowo „musivum” zakosił, co przecierpiałam z godnością (myśląc wrednie: ten,
kto mi zakosił MOJE łacińskie słowo, na pewno nie zna łaciny!) i czemu
zaradziłam, dodając w adresie jeszcze swój nick. W efekcie, jak się pocieszam,
mam adres stylizowany na okładkę książki: jest tytuł, jest autorka.
„Czwarte uderzenie”, które ukazuje się dziś na pierwotnym
koncie „Musivum”, jest ostatnim tekstem zamieszczanym na LiveJournalu. Od
tego momentu rozpoczynam wielką przeprowadzkę tekstów na Blogspot; zajmie
to dłuższą chwilę, bo korzystając z okazji, zamierzam wszystko przeczytać i po
raz kolejny poprawić jakieś zabunkrowane literówki etc. Przeprowadzka będzie
się odbywać wedle kolejności chronologicznej poprzednich publikacji –
chciałabym, na ile tylko się da, przenieść z LiveJournala na Blogspot również
pewien element historii mojego publikowania. Skopiuję zatem także uwagi
odautorskie pochodzące z dnia oryginalnej publikacji – choćby dla samej siebie,
na pamiątkę.
W marcu powinnam zakończyć przeprowadzkę; konta na
LiveJournalu nie usunę, jest dla mnie ważne, stanowi istotny punkt w moim
blogowaniu – i zostanie wspaniałą, urokliwą pamiątką. Jednakże trzecie urodziny
„Musivum” będę obchodzić już na Blogspocie.
Mam nadzieję, że dotychczasowe czytelniczki polubią to nowe
miejsce i – czy pod starym, czy pod nowym adresem – będą dalej czytać Musivum”.
Może też pojawią się nowe zainteresowane osoby prosto z Blogspotu i innych
blogów?
No co, w końcu pomarzyć zawsze wolno.
0 comments:
Prześlij komentarz