(Data
pierwotnej publikacji: 28 marca 2012).
Dziś
mija drugi rok od pierwszej publikacji na „Musivum”! Nigdy dotąd nie byłam tyle
czasu związana z jednym projektem — nie w sposób aktywny (bo mimo rocznej
przerwy w publikowaniu liczę ten okres do aktywności, w końcu i coś niekiedy
pisałam po kawałku, i stale miałam różne historie w głowie). Po raz pierwszy
jestem tak niesamowicie w pełni zagnieżdżona w swoim pisaniu, intensywnie, z
pewnością swego miejsca, z zakochaniem w każdym elemencie, z upajającą myślą
„moje”, z satysfakcją — oraz z wielką gromadą postaci, które ganiają mi po
głowie w tę i z powrotem (oraz z pomysłami, które mnożą się jak króliki).
Żałuję,
że przepadło mi świętowanie pierwszego roku żurnala — ale Wielkiej Przerwy ani
nie cofnę, ani nie nadrobię, była potrzebna, więc trudno. Za to teraz
postanowiłam to sobie odbić z nawiązką i odrobić zeszłoroczną zgubę. Poza tym
chciałam ogromnie podziękować osobom, które czytają i komentują (Vil! An!),
choćby od czasu do czasu — te komentarze są wspaniałą motywacją. Jeśli chodzi o
„tylko czytających” — odezwijcie się niekiedy, co? Nawet proste „Jestem,
czytam” potrafi dodać skrzydeł.
W
ramach świętowania pociągnęłam za język niektóre postacie i zmusiłam je do
odpowiedzi na kilka pytań — raczej niezbyt intymnych, do tych intymnych przejdę
może przy następnej rocznicy. Pytani z reguły nie stawiali oporu, a nawet jeśli
stawiali, to w końcu udało się ich podejść i powyciągać potrzebne rzeczy. Dla
wytrwałych, którzy przebrną przez cały tekst, przewidziana jest nagroda w
postaci portretu pędzla Hanki, autografu Julka i wzgardliwego spojrzenia
Andrzeja — o ile ktoś ich namówi do wywiązania się z tego zobowiązania. Na
Andrzeja można liczyć, on zawsze jest gotów spojrzeć ze wzgardą.
Lądujesz
na bezludnej wyspie, na której możesz mieć ze sobą tylko jedną książkę. Jaką?
Olga: Jedną?
Chyba pójdę do domu losować na oślep...
Ale
i tak zabiorę „Dom z papieru” Domingueza. Wiem, że to cieniutkie, ale tam jest
cała kwintesencja posiadania książek! To mi wynagrodzi ich nieposiadanie.
A
potem będę wyła z tęsknoty za „Dziejami” Herodota...
Olek: Jedną?
To taki kiepski żart?
Aha,
nie żart... Mówimy o jednym tytule czy o jednym woluminie?
O
jednym woluminie. Coraz mniej mi się ta wyspa podoba.
Pierwszy
tom komedii Arystofanesa. Jest pieprzniejszy niż drugi.
Hanka: „Noce
i dnie” Dąbrowskiej. Ogromnie je lubię.
Ale
moment, to są cztery tomy, ja mam wydanie w trzech... mam wziąć tylko jeden?
Kurde, bez sensu. To „Cudzoziemkę” Kuncewiczowej, też ją niesamowicie lubię.
Eliza: Te ograniczenia
mają jakieś uzasadnienie czy to po prostu tak, dla uprzykrzenia ludziom życia?
Wiedziałam,
że to drugie.
Zabrałabym
ze sobą „Drugą płeć” de Beauvoir. Może wreszcie przeczytałabym ją przyzwoicie,
od deski do deski, a nie ciągle te fragmenty, które są mi akurat potrzebne, „a
reszta na potem, bo chwilowo z czasem nie wyrabiam”.
Agnieszka: „Świat
Marii Danuty”. To była moja pierwsza „dorosła książka”, którą przeczytałam,
chyba w trzeciej klasie podstawówki. A, i jeszcze były „Miłosne niepokoje pana
Zenka”, więc może raczej to, bo historie kolejnych nieudanych podbojów
miłosnych właściciela sklepu z warzywami przez całą podstawówkę wprawiały mnie
w świetny humor.
Wiktor: „Zamianę”
Trifonowa.
(Ale
jak znam życie, nawet na bezludnej wyspie spotkam Olka. A jak się spotka Olka,
to się już żadnej książki nie potrzebuje, Olek może przez czterdzieści lat
funkcjonować jako żywa, bogata biblioteka).
Michał: Jeśli
na wyspę, to „Tatusia Muminka i morze” Jansson. Chociaż będę diabelnie tęsknił
wtedy do „Doliny Muminków w listopadzie”. I do „Kociej kołyski” Vonneguta, ale
w sumie znam ją już na pamięć...
Zaraz,
zaraz, ale empetrójkę z dożywotnim zapasem baterii też mogę zabrać?
Sebastian: „Księgę
tysiąca i jednej nocy”.
Jakie
do diabła ograniczenie do jednego tomu? Ich jest dziewięć! No, osiem bez
przypisów.
W
takim razie pierwszy tom. Ale to wyjątkowo parszywa wersja bezludnej wyspy.
Maria: „Proboszcza
z Tours” Balzaca albo pierwszy tom „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta,
zależy od nastroju.
Marta: „Opowiadania”
Czechowa. Mało że genialne i mało że mam je w oryginale, to jeszcze wszystkie
są w jednym tomie. I teraz możesz mi naskoczyć z tą swoją „jedną książką na
wyspie”.
Andrzej: „Grę
w klasy” Cortázara. Nie ma dyskusji.
Dlaczego?
Dlatego że nie ma o czym dyskutować z kimś, kto podsuwa tak idiotyczny pomysł,
jak „jedna książka na bezludnej wyspie”. To jakiś wymysł wtórnych analfabetów
czy tych bezmyślnych studentów, których podczas ostatniej sesji tłumnie
oblewam? Zresztą na jedno wychodzi.
Poldek: Jedną?
To trochę samobójczy pomysł, wychodzić z taką propozycją w tej grupie...
„Don
Kichota” Cervantesa.
Darujmy
sobie uwagi o podobieństwie, dobrze? Już się tego wystarczająco nasłuchałem
od... od paru osób.
Agata: Ale
głupi pomysł...
Dobra,
dobra, już nic nie mówię. Wzięłabym coś Izabeli Filipiak. Najlepiej „Twórcze
pisanie dla młodych panien”, bo to jest genialne i nawet na bezludnej wyspie
idealnie by się sprawdziło.
Julek: No,
najlepiej to mi się udała moja ostatnia książka, więc chyba ją, tak na pamiątkę
dawnych szczęśliwych czasów... Przy okazji poprawiłbym pewną scenę z ósmego
rozdziału.
Pierwsza
myśl, jaka się pojawia, gdy się budzisz wcześnie rano?
Olga: „Filolog
nie jest od tego, żeby wstawał o tak barbarzyńskiej porze”; „To ja po to
doktorat robiłam, żeby się zwlekać tak wcześnie z łóżka?”; „Zajęcia, których
nie ma, to dobre zajęcia”; „Studenci ucieszą się, jak nie przyjdę, więc dam im
trochę szczęścia i nie przyjdę”.
A
potem, z bólem, bo z bólem, ale zwlekam się z łóżka.
Hanka: Ja
nie wstaję wcześnie rano, bo wtedy i tak nie ma dobrego światła do malowania. A
jak się obudzę sama z siebie, stwierdzam: „Ale złe światło!” i wracam spać
dalej.
Olek: Ja
rano nie myślę, ja rano mechanicznie wykonuję podstawowe czynności. Myśleć
zaczynam gdzieś tak od dziewiątej, dlatego przez pierwszą połowę zajęć od ósmej
piętnaście zerkam do notatek, żeby jakichś głupot na półsennie nie zacząć
gadać.
Michał: „Jak
ja się cieszę, że nie mam normowanego czasu pracy i nie muszę wstawać na
zawołanie! Śpię dalej!”
Sebastian: „Jak
ja w takich chwilach nienawidzę Michała za to, że on nie musi wstawać tak
wcześnie...”
Eliza: „Jeść,
jeść, jeść!” Lubię wstawać rano, łatwiej mi wstać o szóstej rano, niż robić coś
po jedenastej wieczorem. Tylko zaraz po obudzeniu się jestem potwornie głodna.
Andrzej: „Muszę
zapalić. I wypić kawę. I zapalić”.
Poldek: „Jeszcze
pięć minut... Jeszcze pięć minut... Jeszcze pięć minut, przecież pięć minut
nikogo nie zbawi...”
Wiktor: „Prysznic,
śniadanie, herbata, trochę książki i o szóstej siadam do tłumaczenia”.
No
co? Od lat wstaję o piątej rano, co w tym takiego dziwnego?
Agnieszka: „W
takich chwilach żałuję, że się rozwiodłam, byłoby na kogo zrzucić wyprowadzenie
Finki nad ranem na ten ziąb”.
Maria: „Maaartaaa,
dzisiaj ty robisz nam śniadanie!”
Marta: „Ciekawe,
co ta szurnięta Kitka tym razem zeżarła po nocy i gdzie to zwymiotowała...”
Agata: „Bułka,
papieros, rozpiska, w ogóle to jaki dzisiaj dzień? I czemu ja muszę wstawać o
barbarzyńskiej dziewiątej rano?”
No
co tak krzywo na mnie patrzycie?
Julek: „Kurwa,
czemu ja zostałem nauczycielem, który mieszka godzinę drogi od swojej pracy i
ma zawsze na ósmą rano, czyli musi wyjechać o siódmej, czyli musi wstać o
szóstej?!” Tylko rano z reguły jestem tak zaspany, że moje zdolności myślenia
zatrzymują się na „kurwa”.
Dwie-trzy
rzeczy, osoby lub sprawy, które cię denerwują?
Agnieszka: Teksty
w rodzaju: „Feminizm, hihihi, jakie śmieszne słowo. A pani naprawdę jest
feministką, taka ładna kobieta?, no nie do wiary. Jesteś feministką, czyli co,
nienawidzisz facetów, nie golisz nóg i seks uprawiasz jedynie z wibratorem,
któremu po wszystkim dajesz pięścią w główkę i wyzywasz go od szowinistycznych
dupków?”.
Naprawdę
raz usłyszałam to ostatnie zdanie. I nie, nie od faceta — od koleżanki. Chyba
do dziś nie pozbierałam w pełni szczęki z podłogi.
Poza
tym do szału doprowadza mnie moja jamnica, gdy wyprowadzam ją na spacer w
czasie deszczu: kręci się, kręci, obwąchuje każdy krzaczek, drzewo, śmietnik i
słupek i nie może się zdecydować, gdzie by tu się załatwić. W końcu muszę ją
osłonić parasolem, żeby nie mokła — wtedy wreszcie łaskawie robi, co miała
zrobić, ale i tak najpierw musi się jeszcze trochę pozastanawiać, a ja sobie w
tym czasie moknę w najlepsze.
Olga: Grupy,
po których jak na dłoni widać, że nie przygotowały się na zajęcia. No ludzie,
ja im tekst skanuję, wysyłam mailem, mogliby przeczytać chociaż wstęp i
zakończenie...
Tankowanie
benzyny. No co ja poradzę, że ledwo poczuję zapach benzyny, robi mi się tak
niedobrze, że aż mnie z nóg ścina?
Palacze.
Przybij piątkę.
Olek: Ludzie
traktujący innych ludzi przedmiotowo, szczególnie w związkach. Jestem
przeczulony. I homofobia, wszelkie nastawienie fobiczne.
W
zasadzie to wszystko, co mi przychodzi do głowy, oczywiście poza takimi
codziennymi drobiazgami w rodzaju: nie mam gdzie zaparkować, złapałem gumę, w
kolokwiach semestralnych są straszne bzdury, ale to są normalne problemy. W
gruncie rzeczy mało co mnie tak naprawdę denerwuje.
Hanka: Mizoginistyczna
kultura. Godzinami mogłabym o tym mówić, a jeszcze bardziej i dłużej mogłabym o
tym malować.
Homofobia
też, oczywiście. I głupie zachowania branżowe, typu: „tworzymy jedyną
prawidłową wersję lesbijki i plujemy na każdą lesbijkę, która się w tę wersję
nie wpasowuje, bo jest za męska, za kobieca, za wysoka, za chuda albo ma za
białe białka”. Żeby we własnym środowisku tworzyć podziały, podkategorie i
pudełka „lepsza-gorsza”, to naprawdę trzeba być człowiekiem.
Wiktor: Zbyt
dużo ludzi — w pracy, na ulicy, w różnych sytuacjach, ludzi namolnych i
męczących. Wszelkie tłumaczenia ustne, na żywo, wśród gromady ludzi. Nie znoszę
tego. Ludzie, którzy się wtrącają w czyjeś prywatne sprawy i wywlekają je na
wszystkie strony przed innymi. Nie, to nie była żadna aluzja, to był zarzut
prosto w twarz.
Michał: Andrzejek.
Mam żal do Poldka, że w pewnej chwili tak mi wlazł na poczucie honoru i nie
mogę sobie w pełni po doktorze Weredeckim pojeździć... Poza tym homofoby, rasiści,
szowiniści, wszystko, co się w to wpasowuje. I moje doły. Ale przy dołach mam
Sebastiana, więc nie jest tak źle.
Julek: Andrzej.
Wiktor. Ta cholerna „deklaracja wiernego przywiązania i zapatrzenia w
Sebastiana” w wykonaniu Michała. Łacińsko-klasyczne odpały Olki i Olka, to z
kartonami przy przeprowadzce to było przegięcie. Uczniowie, nie, przepraszam,
rodzice uczniów, chociaż uczniowie też. Homofobia. Większość moich byłych
facetów, albo dupki, albo emocjonalne porąbańce, albo jakieś skrytocośtam, albo
jeszcze inne niedojrzałe przypadki, albo, o!, albo niespełnione, zazdrosne i
toksyczne grafomaństwo, które nie mogło przeżyć, że ja lepiej piszę. I kradło
mi pomysły. I jeszcze faceci, którzy wiecznie próbują w łóżku pchać mi się na
plecy. No ej, może i mam metr siedemdziesiąt, no może i niecały, ale to do
cholery jasnej nie oznacza, że mam być na dole! O, i robienie planów
wynikowych. Sprawdzanie klasówek, sprawdzianów, prac klasowych i popraw prac
klasowych. Rady pedagogiczne. Ludzie, którzy nie palą i nie dają palić w swoim
towarzystwie. Korki na dro...
Ej,
no co jest? Ja jeszcze nie skończyłem, mnie wszystko denerwuje!
Poldek: Irytuje
mnie polityka, więc unikam oglądania i słuchania wiadomości.
Ale
dlaczego za mało? Tak na dobrą sprawę to większość rzeczy wcale nie jest
denerwująca, co najwyżej pod jakimś względem drażniąca, tylko człowiek łatwo
się daje wciągnąć w to nastawienie „jestem wkurzony, wszystko wokoło jest
wkurzające i mnie wkurza”...
Dobrze,
dobrze, już nie filozofuję.
Eliza: Lurkerzy!
Człowiek się produkuje, produkuje tekst, cieszy się i denerwuje jednocześnie, a
pod tekstem zero komentarzy. Chamscy wykładowcy i w ogóle chamscy ludzie,
którzy myślą, że jak są nad tobą w jakiejś hierarchii, to oni już są bogami, a
ty śmieciem. Tak, chyba obie wiemy, do kogo między innymi piję. Niestety:
między innymi, a nie jedynie. Ludzie, którzy próbują narzucić swój sposób życia
jako jedyny właściwy i mają pretensje, że ktoś żyje inaczej niż oni. Moja
siostra ma na przykład takie podejście do mnie.
Sebastian: Marce
Michała. Wyprowadzają mnie z równowagi. I telefony Julka, zawsze idealnie w
najgorszym z możliwych momentów. Doprowadzają mnie do szewskiej pasji. Oraz
bałagan.
Marta: Jedna
taka Aneczka na doktoranckich. Udusiłabym, posiekała w kosteczkę, zakopała na
rozstajnych drogach i jeszcze bym pokrzywę na tym zasadziła. Szlag mnie trafia,
gdy ktoś na chama próbuje wszystko dopasować do siebie i ma w dupie, że innym
to nie pasuje, ale oczekuje, że inni jego „pasuje” czy „nie pasuje” będą
traktować jak świętość. I dostaję białej gorączki, gdy czytam na forach
lesbijskich te kretyńskie wypowiedzi o biseksualistkach, typu „biseksualistki
są genetycznie bardziej skłonne do zdrady” czy „każda bi zawsze w końcu rzuci
dziewczynę i poleci do chłopa”. Dobrze, że podczas czytania siedzę przed
ekranem, a nie przed jakąś autorką takiego postu, bo chyba zamordowałabym ze
szczególnym okrucieństwem.
Maria: Mój
homofobiczny brat, z którym za diabła nie mogę się teraz dogadać, bo nawet jak
się spotykamy u rodziców i przez chwilę gadamy niby na spokojnie, to i tak po
chwili on powie coś takiego, od czego mi się nóż w kieszeni otwiera, i kończy
się zawsze tak samo: drzemy się na siebie bez opamiętania. I, jak Eliza mówiła,
zero komentarzy pod tekstem albo jeden na krzyż, w dodatku od własnej
dziewczyny, więc czuję się wtedy tak trochę... no, dziwacznie. Ale doceniam,
doceniam, żeby nie było.
Andrzej: Głupi
studenci — chociaż właściwie wystarczyłoby po prostu „studenci”, epitet jest
oczywisty sam przez się. Głupi ludzie, chcesz nazwiskami? Wiedziałem, że nie.
Zakazy palenia. Grafomani, tym razem nazwisk ci nie daruję...
Czy
byłabyś uprzejma wrócić tu z tą klawiaturą, zamiast z wygodnictwa zamykać oczy
na rzeczywistość i poziom wypocin swoich pupilków?
Agata: Zakazy
palenia, tak, zwłaszcza w bibliotekach. No dobra, ja rozumiem, rozumiem, nie
morduj mnie wzrokiem. Nie będę kopcić przy twoich książkach, oddychaj
spokojnie.
Że
szowiniści, wszystkofoby i rasiści, to chyba zrozumiałe samo przez się, prawda?
A poza tym do szału doprowadza mnie, jak mi na pięć minut przed korepetycjami,
gdy już niemal stoję pod drzwiami ucznia, dzwoni jego rodzic i mówi: „Pani
Agatko, bardzo przepraszam, ale czy dzisiaj możemy odwołać, BO COŚ TAM”. A ja
przez to „bo coś tam” jechałam na marne na przykład przez pół miasta.
Dwie-trzy
rzeczy, osoby lub sprawy, które cię uszczęśliwiają?
Eliza: Dobra
książka, dobra muzyka i dobre piwo w piątkowy wieczór. Uwielbiam to. Pisanie,
szczególnie gdy mogę pisać z samego rana, przy śniadaniu, tylko jak się
rozpiszę, to zapominam o jedzeniu i mam zimną herbatę. Posiedzenia w jakimś
pubie czy klubie studenckim: fajni ludzie, świetne rozmowy i dobre piwo — i
jestem w raju.
Olga: Książki,
praca na uczelni, Olek, Hanka, własne mieszkanie, spotkania z przyjaciółmi,
zwłaszcza we własnym mieszkaniu, grupowe wyjścia do teatru albo wypady do kina,
leżenie wieczorem z książką w łóżku...
Oddawaj
tę klawiaturę, mnie od miesięcy rozpiera taka radosna energia, że nawet
koszmarny kredyt, który będę spłacała do emerytury, nie jest w stanie osłabić
mi tego poczucia szczęścia!
Hanka: Malowanie.
W przesuwaniu pędzlem po płótnie jest coś upajającego. Spotkania z przeróżnymi
ludźmi, ogromnie lubię obserwować ludzi. Podróże pociągami. Zabawa własnym
ciałem — to chyba najlepsze płótno, na jakim można operować. Myślę o kolczyku w
lewej brwi, pogadamy o tym?
Olek: Rodzina
i bliskie osoby, Ola szczególnie. Spotkania z przyjaciółmi, najlepiej w takich
bardziej kameralnych grupach. Długie, intymne, nastrojowe wieczory... Nie, nie
będę rozwijał, i tak trochę za bardzo mnie pociągnęłaś za język odnośnie tych
osobistych spraw.
Michał: Pisanie,
czas spędzany z Sebastianem, uwalnianie się od rzeczy i podróże. Myślę raczej o
tych wakacyjnych wypadach niż o marcach, choć marcowe podróże też dają pewne
szczęście, tylko w trochę inny sposób.
Sebastian: Rodzina
i Michał. Prowadzenie zajęć, zwłaszcza gdy widzę, że studenci wreszcie zaczęli
odróżniać Katona Cenzora od Utyceńskiego i Senekę Starszego od Młodszego, a jak
już nie robią z Hannibala Rzymianina, to jestem w raju. Czytanie „Mikołajka”,
bo to moja ukochana seria z dzieciństwa, i „Księgi tysiąca i jednej nocy”, bo
przez wiele lat marzyłem, żeby mieć całą na własność, a teraz się nie mogę od
niej oderwać.
Agnieszka: Takie
długie, leniwe, babskie wieczory: długa, gorąca kąpiel, jakieś maseczki i
kremy, otulenie się miękkim, ciepłym szlafrokiem, zakopanie się w łóżku pod
kołdrą, kakao, ciasto i książka, w tle muzyka albo jakiś film obyczajowy — i
odprężam się całkowicie. Staram się robić sobie tego typu wieczór w sobotę albo
niedzielę, bo w tygodniu zwykle nie mam możliwości. Bieganie po parku albo po
lesie z Finką. Czuję się wtedy jak mała dziewczynka, a ten mój jamnik wygląda
jak mała parówka z motorkiem w tyłku. Gotowanie. Lubię gotować i lubię
eksperymentować w kuchni. I nie mam problemu z gotowaniem czegoś dobrego i
nawet czasochłonnego dla samej siebie.
Wiktor: Tłumaczenia.
Czytanie. Siedzenie w ciepłe dni na Wałach.
Jakie
„A może by tak coś jeszcze o kimś jeszcze”? Wiesz co, będę nieuprzejmy, trudno,
ale powiem tak: odwal się ode mnie.
Maria: Opalanie
się na balkonie, zwłaszcza gdy opalam plecy i mogę jednocześnie czytać książkę.
W ogóle uwielbiam, gdy jest gorąco, mogę się wylegiwać na słońcu godzinami.
Pisanie, pod warunkiem, że Marta nie zagląda mi przez ramię, bo strasznie tego
nie lubię. Za to sprawdza mi potem literówki, a jeszcze potem wysila się na
komentarz pod tekstem, więc jestem szczęśliwa, że mam taką oddaną dziewczynę.
Czesanie kota. Boże, jak mnie to uspokaja! Godzinami mogę Kitkę czesać, Marta
twierdzi, że w końcu wyczeszę jej całą sierść i będziemy miały pierwszego
łysego dachowca w Szczecinie.
Marta: Pływanie.
Jak jest woda, jest cudownie, w lecie najchętniej nie wychodziłabym z morza.
Oglądanie z Marysią głupich filmów. Komentujemy na potęgę, aż w końcu nie
wiemy, co się dzieje na ekranie, bo się skupiamy tylko na swoich komentarzach.
Prowadzenie zajęć. Rozmawianie ze studentami po rosyjsku o literaturze
rosyjskiej to jest naprawdę coś, od czego człowiekowi aż chce się żyć. Szkoda
tylko, że z reguły to głównie ja mówię.
Poldek: Mnie
chyba też będziesz musiała za chwilę wyrwać klawiaturę z rąk, tak lojalnie
uprzedzam.
Czytanie,
malowanie, zwłaszcza razem z mamą, poznawanie nowych ludzi i spotkania ze
znajomymi, palenie w sympatycznym towarzystwie, zajęcia ze studentami... A nie
mówiłem, że zabierzesz?
A,
tak, pisanie wierszy też. Ale to naprawdę grafomania i zabawa w pojedynkę, więc
zejdźmy z tematu moich wierszy, w końcu już mi zabrałaś klawiaturę.
Andrzej: Rozmowy
z ludźmi na poziomie. Niestety ludzi na poziomie jest potwornie mało. W
towarzystwie, którym mnie raczysz, do wyliczenia ludzi na poziomie
wystarczyłyby mi palce jednej ręki. Dobra literatura. Też jest jej szalenie
mało. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo poczujesz się urażona. Papieros
wieczorem, po seksie albo przy książce. Albo po jednym i drugim.
Agata: Siedzenie
z laptopem w Fanaberii, bo uwielbiam tę herbaciarnię na deptaku Bogusława. I w
ogóle siedzenie z laptopem w dobrej herbaciarni albo kawiarni, pisanie i picie
zielonej herbaty, i najlepiej tak cały dzień, jakby się dało. Zwykle się nie
daje, zresztą zbankrutowałabym na tych herbatach, więc kupiłam sobie czajniczek
do parzenia liściastych herbat i w domu robię sobie takie sesje
pisarsko-herbaciane. Są o tyle lepsze, że mogę siedzieć z nogami na stole albo
włączać sobie głośno ulubioną muzykę.
Julek: Pisanie,
seks i papierosy. Szkoda, że nie da się robić tego wszystkiego naraz. Znaczy
raz próbowałem, ale rozwaliłem klawiaturę komputera i przypaliłem mojemu
ówczesnemu chłopakowi łokieć, więc uznałem, że szkoda i komputera, i
papierosów.
Nie
no, jasne, faceta też. Ale zepsuta klawiatura to naprawdę problem, gdy akurat
siedzisz w środku dobrze ci idącego tekstu.
Jakieś
pytania, uwagi, sugestie po minionych trzech latach projektowania i dwóch
latach pisania?
Michał: Dlaczego
pozwoliłaś, by Andrzejek oblał mnie na zaliczeniu? Nie można było włączyć mnie
do tej mikroskopijnej grupki, która zaliczyła? Tak, mam o to pretensje, czuję
się sprofanowany.
Poza
tym nie rozumiem, dlaczego przez sześć lat kazałaś mi orbitować wokół
Sebastiana, zanim pozwoliłaś nam wylądować w łóżku. Wiesz, ja już na studiach
miałem na niego przez moment ochotę...
Sebastian: Przez
moment? Czekaj, ja ci dam „przez moment”...
Moje
pytanie jest banalne w swej prostocie: czy Michał naprawdę musi mieć te marcowe
odpały i szwendać się przez trzy tygodnie po jakichś zapadłych dziurach,
zupełnie poza zasięgiem? Czy ty potrafisz sobie wyobrazić, jak mnie co roku
zżerają o niego nerwy?
Przy
okazji — nie mogłabyś trochę odsunąć Julka na drugi albo trzeci plan? Naprawdę
bywa koszmarnie upierdliwy.
Olga: O
kompleksach już rozmawiałyśmy. Chwilowo nic mi nie przychodzi do głowy, może
poza jednym: obiecaj, że nie władujesz mi na parapetówkę Dominika Morsztyna!
Może i ma swoje dobre momenty, ale przez większość czasu na sympozjum miałam
ochotę kopnąć go w tyłek za te bzdury o podziale na „homoseksualizm właściwy”,
który reprezentuje on, i „homoseksualizm błędny”, który reprezentuje każdy, kto
nie myśli tak jak on.
Poważnie,
zastrajkuję, jeśli on się pojawi na mojej imprezie. Jak ci tak zależy, to
zapraszaj go na swoje maratony filmowe, a nie na moją parapetówkę.
Olek: Dlaczego
rozwalałaś mi każdy związek? Człowiek się angażuje, a ty jednym cięciem to
niszczysz. I ile się musiałem naszarpać, żeby wreszcie z Wiktorem wyszło. Chyba
nie lubisz ludzi szczęśliwych w związkach.
I,
na bogów olimpijskich, czemu akurat „Aleksander”? O drugim imieniu już nawet
nie wspomnę.
Hanka: Dokształć
się w kwestiach malarskich. I usiądźmy w końcu nad opisywaniem moich projektów
malarskich, bo teraz to się czuję spychana na drugi plan na rzecz twoich
pisarek i pisarzy.
Eliza: Paru
wyraźniej pokazanych heteryków w tekście nie zrobiłoby ci krzywdy. Nie no, nie
upieram się koniecznie przy sobie, ale nie obraziłabym się.
Wiktor: Musiałaś
wywlekać przez tyle stron kwestię masturbacji? Czy ja ci pod kołdrę zaglądam?
No właśnie, więc z jakiej racji ty zaglądasz mnie?
A
z nazywaniem mnie „Ostrygą” po prostu przesadziłaś.
Andrzej: Ostrzegam,
że jeśli zrobisz to, co ci chodzi po głowie, czyli wleziesz swoimi wypocinami w
moje dzieciństwo, to nie ręczę za siebie. I nie będę miał już ani cienia
litości czy wyrozumiałości podczas wypowiadania się o tych twoich „efektach
pisarskich”.
Agnieszka: Co
tak mało kobiet?
Maria: Co
tak mało lesbijek?
Marta: Ale
wy nudne jesteście. Co tak mało mnie i Marysi?!
Poldek: Dlaczego
musiałaś nazwać mnie akurat „Leopoldem”? Naprawdę zabrakło ci już inwencji?
Przy okazji byłbym wdzięczny, gdybyś zrezygnowała z pomysłu pokazywania ludziom
mojej poetyckiej grafomanii, to jednak dosyć krępujące.
O
właśnie, kiedy znów napiszemy limeryk? Nie rób takiej miny, szukanie rymów
dobrze ci idzie.
Agata: Spodziewam
się, że skoro już zaczęłyśmy pisać moją książkę o małych dziewczynkach, to w
najbliższych tygodniach usiądziemy porządnie i nad nią, i nad fragmentami
innych moich utworów. Tak, powiedziałam „w najbliższych tygodniach”. Bez
obrazy, ale dlaczego ja mam respektować twój plan kolejności pisania, a nie ty
mój?
Julek: Mścisz
się na mnie za własny wzrost? Już mniejszego mnie nie mogłaś zrobić? I jeszcze
niebieskie oczy i blond włosy?
Czekaj,
ciebie też w końcu jakiś kretyński stereotyp dopadnie.
A
poza tym nie rozumiem, czemu mam niby być taką wielką marudą. Ja przecież nie
marudzę, ja tylko cholery dostaję, gdy widzę efekty tego, co ze mną robisz.
Za
uczenie w szkole też mam ochotę zabrać się stąd w diabły. Wiesz doskonale, jak
to jest użerać się z licealistami — i perfidnie mnie też w tę robotę wpychasz?
To już nie jest nawet podłość, to czysty sadyzm. No i to imię. Żeby chociaż
„Juliusz”, to kojarzyłbym się sobie ze Słowackim, a tak to co? Tuwim. A ja,
niespodzianka, Tuwima nie lubię. A za drugie imię powinnaś dostać pięć lat
ciężkich robót. „Kabareciku” Lipińskiej się dziewucha naoglądała i jakieś
Ziemowity jej w głowie. Nie, wyobraź sobie, nie widzę tu żadnego
międzytekstowego żartu, to obok żartu nawet nie leżało.
A
poza tym to kiedy my w końcu obejrzymy razem porządne gejowskie porno? I kiedy
dopuścisz mnie do głosu? Bo wyobraź sobie, że mieć do czynienia z pisarzem, i
to świetnym pisarzem, i nie dopuszczać go do głosu to bezczelność, bezmyślność
i brak dobrego smaku. I złośliwość. I zawodowa zazdrość. I zwykła
dyskryminacja.
I
ostrzegam, że podczas pisania moich powieści i opowiadań będę palił. A spróbuj
się wtedy na mnie wściekać, to sama sobie będziesz pisać te teksty.
Chyba
nie próbujesz wyrzucić mnie z pokoju? Widziałaś kiedyś rozjuszonego pisarza w
natarciu? No właśnie, to lepiej odłóż ten słownik na biurko.
Ej,
no dobra, dobra, o tym paleniu to możemy jeszcze podyskutować...
Życzenia
dla obchodzącego drugie urodziny żurnala i / lub dla autorki?
Olga: Więcej
komentarzy!
Hanka: Ładniejszego
laya. No przepraszam, ten jest taki... skromny. Mogę ci zrobić świetny szkic
Szczecina na główną stronę, jeśli chcesz.
Olek: Gorącej
herbaty i ulubionej szarlotki. Na szczęście umiesz pisać jedną ręką, więc
możesz spokojnie stukać w klawiaturę i jednocześnie się obżerać.
Agnieszka: Wytrwałości
oraz lepiej chodzącego Internetu. Plus czasu i sił. Plus więcej feministycznego
betonu w każdym tekście.
Wiktor: Jeżeli
nadal zamierzasz mi się ładować z klawiaturą pod kołdrę, to życzę ci, żeby ci komputer
padł zupełnie.
Eliza: Mniej
lurkerów!
Michał: Naucz
się wreszcie komend LiveJournala na pamięć, co? Tak dla własnej wygody. I obyś
zawsze miała dużo soku grejpfrutowego ulubionej firmy podczas pisania.
Sebastian: Porządku
w notatkach. Nie chcę być wredny, ale może nie będę przypominał, ile się
naszukałaś w swoich papierach pewnego wiersza, zapisanego zresztą z tyłu kilku
niewypełnionych rewersów bibliotecznych?...
Maria: Dużo
kobiet w tekstach. Zwłaszcza lesbijek. Zwłaszcza mnie i Marty.
Marta: O
właśnie, właśnie. I wrzuć kawałek jakiegoś opowiadania Marysi, ona tak fajnie
pisze.
Andrzej: Mam
składać życzenia stronie internetowej? Kpisz czy zniżasz się albo próbujesz
zniżyć mnie do poziomu osób, których nie będę wskazywał palcem?
Poldek: Udanego
pod każdym względem trzeciego żurnalowego roku!
Agata: Więcej
czasu na pisanie. I mniej literówek po drodze.
Julek: Ukatrup
pewną osobę, której też nie będę wskazywał palcem, a żurnal tylko na tym zyska!
fot.
Pexels
0 comments:
Prześlij komentarz