EKSKURS
POEZJA
PROSTEGO FILOZOFA
czasem się boję, że nie będę umiał
po prostu stanąć na środku ulicy
i tak zwyczajnie popatrzeć na drzewo
[wyrwana
z notatnika kartka w kratkę]
***
szczerze
dziś patrzę na to, co dotychczas
pisałem,
myśląc: „O, ze mnie poeta!”
i
na podarte zapiski z poprzednich
prób
poetyckich, których się wyparłem
na
te dowody licealnej pychy
i
na komiczne pokazy mądrości
i
jeśli teraz cokolwiek zostawię
to
tylko po to, by kiedyś powrócić
do
nich, by tym się trochę przystopować
i
sam dla siebie stanowić przestrogę
i
nie nadymać się więcej jak balon
***
stworzyłem
sobie kiedyś filozofię
którą
nazwałem „pana Satterthwaite’a
filozoficznym
podejściem do życia”
(a
pan Satterthwaite to bohater Christie
życia
miłośnik i sympatyk ludzi
ale
zazwyczaj tylko obserwator)
więc
„filozofia pana Satterthwaite’a”
mówiła
jasno: obserwować życie
i
ludzi wokół, i wszystkie zdarzenia
ale
– nie działać; nigdy w nic nie wkraczać
ani
samemu nie chcieć na coś wpłynąć
w
nic się nie mieszać, nie ulegać chwilom
to
była miła postawa życiowa
bardzo
wygodna i dająca spokój
takie
„być widzem scen z teatru życia”
niczego
złego w tym nadal nie widzę
ale
i trwać w tym już dłużej nie umiem
zbyt
intensywnie zaczepia codzienność
nadal
się lubię przyglądać wokoło
ludziom,
zdarzeniom i tym, co za nimi
ale
mi jakoś dystans nie wychodzi
nawet
nie czuję teraz niepokoju
gdy
brak mi barier, gdy brak odległości
aktywny
udział dzisiaj daje radość
***
brak
mi jest ojca
tylko
czasami i bardzo po cichu
nie
chcę cię zranić tym głośnym stwierdzeniem
to
ani twoja, ani moja wina
brak
go niekiedy
do
jakichś rozmów typowych facetów
albo
grzebania razem w samochodzie
lub
pożyczenia żyletki – tej męskiej
brakuje
taty
szczególnie
czuję to w czerwcu, w Dzień Ojca
kiedy
nie muszę kupować prezentu
i
ten dzień mija, jakby go nie było
***
nie
ma we mnie pędu
za
niczym, wolę spokój oraz ciszę
za
niczym, oprócz książki oraz pędzla
za
niczym, chyba że szczerą rozmową
nie
ma we mnie złości
na
nic, bo przecież to wszystko na chwilę
na
nic, nie umiem się gniewać na ludzi
na
nic, mam chyba róż szklany na oku
nie
czuję zazdrości
o
nic, bo co mam, jest moje i kwita
o
nic, bo braki każdego dotyczą
o
nic, to psuje człowieka w człowieku
nie
ma we mnie żalu
ani
do życia, że się kołem toczy
ani
do muchy, że bzyczy nad uchem
ani
do siebie, żem nie jest ideał
nie
ma we mnie wzgardy
ani
przez różny poziom wykształcenia
ani
przez bycie tym, tamtym czy owym
ani
przez rzeczy, które mam lub nie mam
ja
czuję sympatię
do
świata, który jest tak różnorodny
do
ludzi, którzy ciągle fascynują
do
psa przed płotem, który wiernie szczeka
***
trzy
ruchy pędzlem
i
mam już drzewo, kota lub chmurę
jeszcze
w zarysie, lecz już gotowych
na
białym płótnie się zadomowić
kilka
plam farby
i
widać oczy, i ogon widać
albo
gałęzie i kształty liści
albo
deszczowy zarys na niebie
jakaś
poprawka
zwiększenie
chmury o parę kropel
ściemnienie
drzewu mchu albo kory
zwieńczenie
kotu grzbietu pręgami
pędzel
już w kubku
po
zmyciu farby i osuszeniu
tak
jakby zmalał i wigor stracił
za
farbą tęsknić cicho zaczyna
płótno
wysycha
drzewo
kołysze liśćmi w zieleni
chmura
oblewa wodą ulice
kot
groźnie pręży czerń i biel grzbietu
chce
być tygrysem
***
myślę
o tobie
mało
jest w tobie ciepła i empatii
jeszcze
mniej mocy do autoironii
i
niemal zero wyrozumiałości
a
jednak myślę
o
tobie, kiedy rozmawiasz poważnie
o
tobie, kiedy uśmiechasz się szczerze
o
tobie, kiedy jesteś przygaszony
o
tobie, ciągle
chociaż
nie chciałem się wcale zakochać
chociaż
to miał być seks bez zobowiązań
chociaż
z początku to nie był flirt nawet
i
ciągle, ciągle
myślę,
tak śmiesznie w tobie zakochany
myślę,
tak jakbym nie miał już co robić
myślę,
przed sobą robiąc z siebie durnia
(jesteś
głupi, Poldek)
***
lubię
twój uśmiech
bo
ty się umiesz uśmiechać szczerze
miło
i całkiem bez złośliwości
nawet
się umiesz śmiać tak prawdziwie
lubię
twe oczy
lubię
ten odcień chłodnoniebieski
groźny,
gdy patrzysz na mnie z ukosa
czuły,
gdy spojrzysz na moje dłonie
lubię
twe ręce
duże,
szerokie, z zabawnie z gniewu
jakby
skrzywionym ostatnim palcem
i
lubię twoje stanowcze gesty
i
lubię jeszcze o wiele więcej
twych
części ciała, całego ciebie
z
pełnym zestawem wad oraz kantów
wszystko
to wezmę
***
Kretyński
wierszolist miłosny bez rymów do pewnego nadętego filologa, który wyjechał na
weekend
próbowałem
zrymować twoje imię
z
szeregiem różnych słów, imion, określeń
nic
nie pasuje, a ja siedzę i palę
w
środku nocy, nad płachtą papieru
nie
rymujesz się, Andrzeju
pomyślałem,
że będzie mi łatwiej
spisać
coś w stylu listu miłosnego
–
jeden w życiu – to może się zdarzyć –
gdy
jesteś poza domem, daleko
ale
ty się dalej nie rymujesz
nawet
wersy nie chcą się dziś zgadzać
liczbą
sylab, średniówką ni rymem
tęsknię
sobie bez rymu i rytmu
i
próbuję, po nocy, bezradnie, bez celu
zrymować
cię z jakimś czulszym słowem, Andrzeju
bardzo
się nie nadajesz do rymowania
i
średnio do kochania
i
to, co tu wypisuję
to
już czysty strumień świadomości
bez
ładu i składu, i tego ci na pewno nie pokażę
żebyś
nie wiedział, jak bardzo tęsknię za facetem
który
wyjechał wczoraj odwiedzić rodzinę
i
nie chce mi się z niczym zrymować
***
nie
lubię tłoku
nie
umiem pchać się na siłę, by tylko
pchać
się, rozpychać, torować swą drogę
łokciami,
pięścią, ostrymi słowami
nie
lubię krzyku
nie
umiem, nie chcę zarzucać wyrazem
tonem,
przekleństwem, czasami milczeniem
nie
chcę pogrywać rozmowami z tobą
nie
lubię braku
nie
umiem kłamać, że nie potrzebuję
że
się nie boję albo że nie tęsknię
że
nie wyczuwam nagłego wahania
nie
lubię pozy
nie
umiem wierzyć w twoje „mnie nie trzeba”
nie
dam się zmylić banalnym „ja nie dbam”
i
mnie nie zwiedzie twój brak odpowiedzi
***
„na
każdym miejscu i o każdej porze”
–
to taki banał, wyrwany z kontekstu
który
się sprawdza, gdy szukasz pretekstu
żeby
mnie dotknąć, stanąć bliżej może
„światłości
życia, żagwio moich lędźwi”
–
tyle to razy wrednie wyśmiewałeś
udając,
że sam nigdy mi nie dałeś
poczuć,
żeś blisko pragnienia krawędzi
„nie
ma Gilberty, nie ma Albertyny”
–
nie ma, mówiłeś, i przynajmniej z głowy
sam
nie umiałeś wytrzymać połowy
dnia,
by nie dzwonić do mnie od rodziny
„nagie
instynkty tylko coś mi dają”
–
twierdziłeś za dnia, w papierosów dymie
chowając
noce zbyt bliskie i imię
i
te dwa słowa, co cię przerażają
***
kochać
się z tobą
zwłaszcza
nad ranem, gdy dzień się budzi
i
ty się budzisz, cicho, bez słowa
ręką
przesuwasz po moim biodrze
kochać
się z tobą
zwłaszcza
wieczorem, gdy zmrok zapada
wszystko
zasypia albo się chowa
a
ty z pomrukiem zsuwasz mi spodnie
kochać
się z tobą
zwłaszcza
wśród nocy, gdy ciemność wokół
wszystko
okrywa, a twoje usta
błądzą
na pamięć po moich plecach
kochać
się z tobą
zwłaszcza
gdzieś w środku dnia i przy świetle
gdy
tak dokładnie mogę cię widzieć
a
potem leżysz obok i palisz
kochać
się z tobą
pal
diabli porę, zawsze chcę poczuć
jak
możesz blisko, bez obaw podejść
i
jak twój oddech rozgrzewa skórę
pal
diabli porę
***
papieros
jeszcze nie czyni uczonym
ale
już blisko – więc czemu odrzucać
szansę
schowania się w dym zamyślony
aby
szarością rozsnutą dokoła
bronić
się przed tym czerń-i-biel podziałem
***
unosisz
w dłoni wspólną zapalniczkę
przypalasz
wolnym ruchem papierosa
dym
w gardło gryząc wdziera się jak osa
wchodzimy
paląc w wybraną uliczkę
wspieramy
książki o sok i solniczkę
w
tekst zatopieni aż po czubek nosa
chęć
na czytanie jest naga i bosa
dotyk
przez kartki jak przez rękawiczkę
splata
się ciągle i znów erotyka
z
tytoniem drukiem i dźwiękiem rozmowy
w
tę mozaikę w której we dwóch trwamy
lubię
momenty gdy twa dłoń dotyka
mojej
i głowa się zbliża do głowy
i
nie palimy już i nie czytamy
***
zarozumiały
bufon ze Szczecina
zadzierał
nosa równo co godzina
w
końcu przez zadzieranie
nos
był w tak kiepskim stanie
że
bufon urok miał niczym gadzina
***
pyszny
i dumny filolog w Szczecinie
chciał
się popisać w tej swojej dziedzinie
kartki,
jak leci, tak pochwycił
swą
analizą się zachwycił
ślepy
na tytuł „zamówić w Merlinie”
***
filologowi
w Zachodniopomorskiem
przypalił
peta filozof z Krakowskiej
nadęty
palacz flirtował ostro
potem
do łóżka zaciągnął prosto
i
wpadł w pułapkę love story gejowskiej
***
w
humanistycznie widzianym Szczecinie
co
z wyprzedaży za złotówkę słynie
dwóch
się rzuciło raz palących
do
stoisk książki sprzedających
nim
znów zapalą, wiele czasu minie
***
a
tak, ja tęsknię i umiem to przyznać
tęsknię
za twoją ręką obok mojej
zapachem
skóry i kolońskiej wody
wspólnym
paleniem
tęsknię,
gdy jedziesz i chociaż mam spokój
od
twoich czepialstw i ciągłych „wiem lepiej”
brak
jest mi jednak twojej obecności
prostego
„obok”
i
wieczorami papierosa razem
wypalanego
przed snem i przed seksem
mieszanki
dymu, przesuwania palcem
po
twarzy, szyi
i
jeszcze brak mi twojego oddechu
gdy
zasypiamy, tak mocno objęci
gdy
po swojemu mnie wgniatasz w materac
gdy
znowu jesteś
***
czasem
się boję
czasem
się boję, że się zachłystuję
tą
moją wiedzą, moim oczytaniem
że
się oduczam ciągle dopytywać
czasem
się boję
czasem
się boję, że mi za wygodnie
że
z filozofa mam tyle, co nazwę
że
się zacząłem modlić do dyplomów
czasem
się boję
czasem
się boję, że kiedyś uwierzę
że
po „dr”, „dr hab.” nie ma nic na świecie
o
co się spalać warto by wewnętrznie
czasem
się boję
czasem
się boję, że się kiedyś upchnę
sam,
i radośnie, dziękując, że mogę
w
jakieś pudełka układów, hierarchii
czasem
się boję
czasem
się boję, że nie będę umiał
po
prostu stanąć na środku ulicy
i
tak zwyczajnie popatrzeć na drzewo
czasem
się boję
czasem
się boję, i to, że się boję
jako
jedyne pozwala się nie bać
że
się sam wpędzę w ślepoty uliczkę
***
kolekcjonuję
codzienność i zwykłe
sprawy,
którymi lubię się przejmować
szanse
na geniusz są u mnie dość nikłe
o
wielkie rzeczy nie umiem wojować
kiepsko
się bronię, kiedy słowa przykre
gdzieś
się zjawiają – nie chcę atakować
wolę
łagodzić, słuchać i rozmawiać
czasami
nawet swym kosztem zabawiać
dlatego
właśnie wolę codzienności
drobiazgi
zbierać, a wielkie działanie
zostawić
innym; w mojej obecności
lepsze
by było choćby plotkowanie
albo
te ciepłe, śmieszne złośliwości
niż
patetyczne, groźne przemawianie
jestem
zwyczajny, to mi nie przeszkadza
tak
jak rutyna w niczym nie zawadza
kolekcjonuję
więc sobie codzienność
i
szukam ciągle w jej dniach nowych rzeczy
w
mojej rutynie lubię także zmienność
taką
łagodną, co sobie nie przeczy
czasem
się zdarzy gwałtowna odmienność
wtedy
grafoman wierszem nerwy leczy
ale
najwięcej radości mi dają
dni,
które cicho i dobrze mijają
***
nie
ma piękniejszego dźwięku
niż
powtórzenie dwukrotnie tej samej
sylaby,
która buduje dzieciństwo
nie
mam pojęcia, ile dotąd razy
ją
dublowałem, żeby mieć cię obok
jest
coś świętego dla mnie w słowie „mama”
lubię
się czasem poczuć znowu dzieckiem
lubię
odnaleźć w pamięci element
tego,
co kiedyś było nasze wspólne
i
lubię teraz patrzeć na świat z tobą
uwielbiam
wspólne chwile przy sztalugach
albo
palenie razem na balkonie
i
czasem strach mnie ogarnia koszmarny
że
może nadejść taki moment, w którym
ta
dwusylaba natrafi na próżnię
nie
mam pretensji do bycia dorosłym
nie
potrzebuję takiej dorosłości
w
której zagubić musiałbym to „mamo”
***
jest
w codzienności coś wprost magicznego
co
można łatwo przeoczyć lub zgubić
bo
to tkwi w drobnych, błahych, prostych rzeczach
i
chcę to widzieć
jest
w tych codziennych sprawach taki urok
który
łagodzi zgrzyty, koi smutek
może
wywołać uśmiech całkiem szczery
i
przynieść spokój
jest
w tej codziennej rutynie kierunek
który
czasami gdzieś się zawieruszy
ale
potrafię odnaleźć go, widząc
liście
na drzewach
jest
w dniu powszednim chropowate piękno
którym
codziennie chcę się móc zachwycać
bez
żalów, smutków, pretensji i złości
i
jak najprościej
***
gdzieś
się zgubiłeś – ty mnie czy ja tobie
gdzieś
się zatarło to nasze „rozumiem”
oduczyliśmy
się chyba rozmawiać
napięcie
wokół
coś
się zepsuło w tym codziennym „razem”
i
filologia mija filozofię
jakoś
tak ślepo i jakby bezwiednie
trudno
być obok
ktoś
wszystko popsuł i to nie jest wcale
z
nas tylko jeden – bo winy są wspólne
więc
ciągle myślę, a ty się oddalasz
chyba
już pójdę
może
z daleka będzie jakoś jaśniej
może
bez siebie siebie poskładamy
może
to przesyt, zawieszenie, koniec
może
tak lepiej
bo
ja cię wcale nie chcę zapominać
szanuję
przeszłość, którą dzieliliśmy
tylko
być z tobą już dłużej nie mogę
chyba
nie umiem
może
z daleka będę sprawiedliwszy
w
moim patrzeniu na ciebie, w ocenie
chciałbym
powrócić w życzliwe myślenie
o
nas, o tobie
chciałbym
się znowu uśmiechnąć tak szczerze
na
dźwięk twojego imienia i głosu
ścisnąć
ci rękę naprawdę serdecznie
czuć
znów sympatię
z
daleka sobie na nowo przypomnę
to,
co jest w tobie dobre, wartościowe
patrząc
z dystansu, zobaczę wyraźniej
wróci
cierpliwość
nawet
brak ciebie będę umiał cenić
i
przypadkowe spotkania, rozmowy
to,
że wciąż będziesz gdzieś w mojej przestrzeni
byle
nie wspólnej
i
może nawet czasami powróci
jakiś
sentyment czy resztka czułości
wcale
się tego nie będę wypierał
nie
(s)palę mostów
***
marzyłem
kiedyś o byciu herosem
o
bohaterstwie, zaszczytach i sławie
o
wielkich czynach i świata naprawie
i
o kontroli pełnej nad swym losem
śniłem
o władzy, o byciu kolosem
nauki,
sztuki, o wielkiej wyprawie
w
nowe dziedziny, a także zabawie,
której
się oddam, ciesząc się rozgłosem
teraz
powoli się mogę pogodzić
z
rzeczywistością, która tak odstaje
od
szkolnych marzeń i studenckich rojeń
już
się nie boję wokół wzrokiem wodzić
i
z codzienności brać to, co mi daje
i
w prostych rzeczach szukać wciąż ukojeń
***
tęsknię
za cichym wieczorem
gdy
na kolanach mi kładłeś
głowę,
twarz w książkę chowałeś
palce
wsuwałem w twe włosy
tęsknię
za nocną godziną
gdy
mnie ramieniem objąłeś
trzymałeś
mocno za rękę
na
szyi czułem twój oddech
tęsknię
za wczesnym porankiem
gdy
po zbudzeniu ziewałeś
i
rzucaliśmy monetą
kto
przegra, robi śniadanie
tęsknię
za samym dnia środkiem
wspólne
czytanie przy stole
twój
uśmiech sponad papierów
bliskość
bez barier, bez przeszkód
tęsknię
***
ptak
na gałęzi
te
proste rzeczy są najpiękniejsze
wiatr
pióra gładzi i gałąź buja
co
rano z okna widać ten taniec
mama
przy płótnie
to
takie swojskie, dobre, bezpieczne
i
ta świadomość, że mam gdzie wrócić
że
jest wciąż blisko i nie odrzuci
farba
na pędzlu
robię
na płótnie te pierwsze linie
to
jak stwarzanie nowego świata
z
dala od wszystkich, wyłącznie dla mnie
tylko
ja w łóżku
to
nie przeraża i już nie boli
ja
i papieros, i dobra książka
i
luźne kartki, na których bazgrzę
dzień
będzie nowy
dzień
w dzień, codziennie, i wciąż od nowa
znowu
mnie cieszy tego świadomość
ptak
na gałęzi głośno świergoli
***
książka,
papieros i trochę muzyki
chwila
przy płótnie i spacer po parku
tak
mi niewiele potrzeba do szczęścia
aż
strach uwierzyć
wielu
znajomych i paru przyjaciół
wieczór
z kakao i rozmowa z mamą
kilka
obrazów widzianych w muzeum
kasztan
na drodze
moment
dyskusji i uważne oczy
uczniów,
i kilka bardzo trudnych pytań
i
jest spełnienie, i jest satysfakcja
ja
lubię uczyć
gałąź
bzu w domu i ciasto na stole
jestem
domowym stworzeniem, bez celów
olśniewających,
pewnie dość banalnym
lecz
dziś szczęśliwym
***
umiałbym
w Boga uwierzyć – malarza
który
paletę starannie dobiera
–
to się czasami i sceptykom zdarza
w
Boga-malarza, co w barwy ubiera
wszystko,
co wokół oglądam uważnie
a
resztki farby w smugi cieni zbiera
o
takim Bogu myślałbym przeważnie
jak
o artyście, którego nie można
bać
się czy widzieć śmiertelnie poważnie
przy
takim Bogu żadna wizja zdrożna
powstać
nie zechce ani też nie zdoła
i
żadna kreska nie będzie bezbożna
Bóg
tak widziany odcieniami woła
nęci
do własnych prób i farb mieszania
bez
żadnych ułud, bez tańców chochoła
Bóg
tak widziany sunie bez wahania
pędzlem
po płótnach rozciąganych wkoło
ciesząc
się z cieni, z kontrastów zagrania
Bóg
tak widziany nakłada wesoło
koleje
warstwy, szkicuje, rozmywa
z
przejęcia czasem farbą brudzi czoło
taki
Bóg głową nad obrazem kiwa
z
namysłem, bo chce kolorem uderzyć
w
sens i w to dobre, co w człowieku bywa
w
takiego Boga umiałbym uwierzyć
umiałbym
kochać, zrozumieć i uczcić
czasem
przy płótnie chciałbym się z nim zmierzyć
***
dziwnie
cię spotkać
trochę
tak jakby świat się szybko cofnął
jakby
się naraz obejrzał przez ramię
czas,
zamiast dalej powiększać odległość
dziwnie
rozmawiać
zwyczajnie,
prosto, z uśmiechem, bez starcia
chociaż
niekiedy nieco naokoło
jakbyś
się drasnąć starych ran obawiał
dziwnie
cię dotknąć
coś
przewrotnego tkwi w każdym momencie
kiedy
podaję ci ogień, gdy patrzysz
z
uwagą, kiedy palce się stykają
dziwnie
tak postać obok na balkonie
bez
nerwów, złości, pretensji i żalów
jakby
z przeszłości to się wymazało
i
ty zostałeś
***
a
my, sceptycy, wciąż dobrze się mamy
chociaż
dokoła tak wiele się zmienia
i
czuć tę gorycz zawiedzionych marzeń
i
ciągle coś jest inaczej, niż miało
a
my, sceptycy, dalej potrafimy
tak
się dziecinnie ucieszyć z banału
i
zdarza nam się zagwizdać beztrosko
albo
podnosić kasztany gdzieś w parku
a
my, sceptycy, wiernie pamiętamy
nawet
jeżeli jesteśmy daleko
i
wciąż cenimy to, co było nasze
a
my, sceptycy, naiwnie wierzymy
w
to coś lepszego w spotkanym człowieku
i
wschód lubimy oglądać z balkonu
***
Poldek
z melancholijnym uśmiechem pokiwał głową nad plikiem trzymanych w ręku kartek.
Straszny z niego grafoman, nie da się zaprzeczyć. Te teksty pochodziły ze
sporego stosu, który się nagromadził w przeciągu ostatnich lat; Poldek pisał
swoje wiersze, wierszydła, wierszoklectwo, kiedy nachodziło go dziwne uczucie
przepełnienia, duszenia – ze szczęścia, z żalu, z wrażenia wywołanego jakimś
zdarzeniem, ze zwykłej potrzeby wypowiedzenia się tak inaczej niż na co dzień.
Niekiedy czuł, że zebrało się za dużo rzeczy, przeżyć, zawiłości, obaw,
tęsknot, myśli – i to wszystko wymaga uporządkowania, a pisanie wierszy
stanowiło bardzo dobrą, przynoszącą ulgę i pozwalającą głębiej się zastanowić
formę. Poza tym – poza tym lubił je pisać. Pisanie wierszy przypominało
rysowanie – ale było chyba jeszcze bardziej intymne, obnażające,
wywewnętrzniające. Czasem też lubił te swoje wypociny przeczytać – raz starsze,
raz nowsze, niekiedy wszystkie, kiedy indziej tylko na wyrywki. Traktował je
trochę jak formę pamiętnika – podczas czytania przypominał sobie różne sprawy
związane z danym wierszem, momentem pisania, okolicznościami, w jakich
najchętniej do niego powracał.
Dobrze,
był grafomanem, niech będzie – chociaż wolał słowo „dyletant”. Był dyletantem,
jeśli chodzi o malowanie, był dyletantem, jeśli chodzi o pisanie wierszy. Był
prostym filozofem, który często czuł się również dyletantem, jeśli chodzi o
samą filozofię – ale to dobrze, bo obawa przed dyletanctwem w filozofii była
jedynym, co mogło przed tym dyletanctwem ratować. Między byciem filozofem a
byciem porządnym człowiekiem istniała zresztą niesamowita analogia – i dlatego
Poldek mniej się bał momentów, gdy czuł się dyletantem jako porządny człowiek,
niż gdy czuł się właśnie porządnym człowiekiem.
Gdy
zaczynał się podejrzanie mocno czuć porządnym człowiekiem, wyjmował z kolorowej
tekturowej teczki plik – za każdym razem coraz grubszy – zapisanych kartek i
czytał własne wiersze. Odnajdywał w nich na powrót swoje dyletanctwo: poety,
filozofa, człowieka.
To
było dobre odnajdywanie, zdrowe, ratujące. Dlatego, mimo że był tak strasznym
grafomanem, pisał dalej wiersze – i co jakiś czas je czytał.
I
przez chwilę bał się trochę mniej.
fot. Pexels
I jak tu nie odczuwać niedosytu? No jak? Teraz jeszcze bardziej odczuwam, że to wciąz mało :) Też tęskniłam za kolejnymi puzlami Musivum. Mam nadzieję, że wkrótce będzie znacznie więcej.
OdpowiedzUsuńLubie te Musivowe inszości formy, mimo że za poezją jako tako nie przepadam, to z Poldkowych wierszy można wiele wyczytać.
Lubię jego podejści do życia, do pisania. Ma w sumie rację, dobrze jest być grafomanem...
Nie jestem dobra w komentowaniu, także wybacz, ale poczytywać będę już wiernie :)
Pierwszy popowrotny komentarz, ależ się z niego uradowałam :)
UsuńTo świetnie, że poczucie niedosytu jeszcze wzrasta - to dla mnie wspaniała wiadomość i dodatkowa zachęta do pisania. Zdecydowanie chcę się postarać, aby szybko pojawiły się kolejne teksty.
Cieszę się z tego, że tak odebrałaś wiersze Poldka i że chcesz dalej czytać. A co do samego komentarza - jeszcze raz za niego dziękuję, każdy taki sygnał niesamowicie nakręca do pracy :)
No to będę od czasu do czasu komentować. A o Poldku bym poczytała jeszcze... no i o Andrzeju. Na razie staram się jakoś przetrawić informację, że Poldek i Andrzej... może zbyt mało było o Poldku i jakoś tak... bo ja wiem. Sentymentalny filozof i arogancko wyniosły filolog... Zdecydowanie musisz więcej o Poldku napisać. A o mojej ulubionej parze też jeszcze bym poczytała... to tak na marginesie, jeśli można życzenia składać :)
UsuńKomentarze zawsze są mile widziane ;)
UsuńZgadza się, zdecydowanie muszę napisać więcej o Poldku - żeby pokazać go z różnych stron (podobnie jak Andrzeja). Poldek nie jest tak sentymentalny, jak może się niekiedy wydawać w wierszach, ale na pewno sporo tę dwójkę różniło.
Życzenia zawsze można składać, a do ulubionej pary na pewno niebawem znów wrócę :)
Wiem, że zawieje patosem, ale muszę to napisać, bo taka prawda: mam w oczach łzy radości, bo wróciłaś, i to z Poldkiem. Po pierwsze: daj się wyściskać na (trochę już spóźnione) powitanie. Po drugie: tak bardzo, bardzo dziękuję za Poldka.
UsuńWspaniale się czytało poezję prostego filozofa. Uwielbiam to, że pomimo że "prosty filozof" to dla mnie oksymoron, to jednak Poldek tak idealnie łączy ze sobą te dwa zjawiska. Taki jest - i za to go podziwiam.
Ten zbiór wierszy jest lepszy niż jakikolwiek pamiętnik z opisanym każdym wydarzeniem poszczególnych dni. Wydobywa to, co ważne. Akcentuje to, czym naprawdę żyje autor bez rozcieńczającej przekaz setki niepotrzebnych zdań. Tutaj wszystko ma znaczenie: forma przekazująca nastrój Poldka, każde słowo z osobna, ich kompozycja w wersie i w strofie. Każdy z tych wierszy stanowi wycinek rzeczywistości Poldka, a wszystkie razem składają się w całość z wszystkimi najważniejszymi aspektami jego życia i charakteru. Po raz kolejny przedefiniowałaś tytułową mozaikę i to jest chyba w tym tekście najpiękniejsze.
Każdy wiersz mi się podoba. Każdy wywołuje we mnie emocje. Nie zdziwisz się, jeśli powiem, że te o rodzicach wzruszają (ten o ojcu podwójnie, również ze względu na adresata utworu). Limeryki mnie ucieszyły i rozśmieszyły. Każdy adresowany do Andrzeja lub jedynie go wspominający budzi we mnie zrozumiałą tęsknotę.
"filologowi w Zachodniopomorskiem
przypalił peta filozof z Krakowskiej"
Tutaj: żartobliwa forma, ale wiesz, co chcę przeczytać? Co muszę przeczytać? Co Ty musisz napisać i opublikować? Każdy wspomniany papieros i każda wspomniana zapalniczka... To dręczy i sprawia, że chcę, chcę, chcę... Wiesz, którego tekstu tak bardzo, bardzo chcę.
Gdybym miała wkleić wszystkie cytaty, które mnie zachwycają i są dla mnie szczególne i wyjątkowo ważne, skończyłabyś tutaj chyba z całością. Jednym z tych, które urzekły mnie najbardziej, jest ten:
"splata się ciągle i znów erotyka
z tytoniem drukiem i dźwiękiem rozmowy
w tę mozaikę w której we dwóch trwamy"
Idealne podsumowanie. Piękne połączenie, które wydobywa dla mnie esencję związku poety z adresatem, łącznie z "trwaniem" jako słowem zamykającym strofę (bo ostatecznie "trwanie w związku" można interpretować dwojako: jako bardzo pozytywne oddane trwanie przy sobie, ale też jako utknięcie w miejscu, bez drogi w przyszłość).
Wiersze po rozstaniu bolą. Nie możesz tego tak zostawić. Wiadomo, dla nich obu to tylko część ich historii życia, bardzo ważna, ale... Ale. Potrzebuję ukojenia. Może zobaczyć, jak było dobrze. Może przekonać się, że potem mimo wszystko też było dobrze. Niezależnie od Twoich planów, wiesz, że ja nigdy nie będę miała dość tej dwójki.
Na koniec: z jednym się nie zgodzę. Z samookreśleniem Poldka jako grafomana. Nie, i już.
A poważniej, jestem pewna, że wrócę do poezji Poldka i znów znajdę w niej coś nowego. Mam nadzieję, że to nie jedyna odsłona jego zbioru.
Dziękuję za kolejny kawałek Musivum. Skoro wróciłaś, liczę na całe mnóstwo nowych tekstów :)
Nie masz pojęcia, jaka byłam ciekawa Twoich wrażeń dotyczących Poldkowych wierszy! Pamiętam, że Ci się kiedyś podobały jego limeryki - cieszę się, że nadal tak jest i że nie tylko te utwory zrobiły dobre wrażenie.
UsuńŁzy w oczach to dla mnie niesamowity komplement i powód do radości. Odkrywam na nowo, jakie to wspaniałe napisać tekst, wrzucić go na blog - i widzieć reakcje.
Poldek jest dla mnie swego rodzaju codziennym sumieniem, i wiem, że pod wieloma względami nie dorastam mu do pięt (i prawdopodobnie nigdy nie dorosnę) - nie mam jego zrozumienia, sympatii i wyrozumiałości dla ludzi. Tam, gdzie Poldek rozumie, ja się wściekam, tam, gdzie on wybacza, ja nienawidzę, tam, gdzie on łagodzi, ja drażnię. Im bardziej zagłębiam się w Poldka, tym bardziej widzę, o ile bliżej mi do Julka czy Andrzeja niż do Poldka. Może dlatego tak bardzo mnie (i nie tylko mnie) do Poldka ciągnie i tak go lubię. Wspaniale się z nim pracuje, na takiej nucie wyciszenia, uśmiechu i połączenia lekkiej melancholii z dużą dawką optymizmu.
Co do Andrzeja i zapalniczki - tak, wiem, muszę to napisać :) I chcę to napisać. (I, śmieszna sprawa, nawet Andrzej nie ma nic przeciwko temu, chociaż, oczywiście, się nie przyzna).
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś z Poldkiem pografomanimy (on lubi to słowo, pozwala mu zachować taką intymność pisania). Jeszcze większą nadzieję mam na wyprodukowanie jak największej liczby nowych tekstów. Zdecydowanie potrzebuję ożywienia "Musivum" i wszystkich Musivowców (których przybywa i przybywa... niedługo nie zmieszczą się w Szczecinie).
Dziękuję Ci za wszystkie wspaniałe słowa! I za to, że po tych kilku latach nadal jesteś promusivowa! :)
PS Też lubię ten sonet, a zacytowana strofa to jeden z moich dwóch ulubionych jego kawałków :)
Tak sobie myślę... Może któryś z Poldkowych wierszy mógłby pojawić się na forum YF (w dziale liryki)? Z drugiej strony idea wydzierania części z całości średnio mi się podoba (kłuje). A z trzeciej strony wydaje mi się, że mogłaby to być ciekawa forma reklamy Musivum (i niekoniecznie tylko na YF).
UsuńPozdrawiam!
To ciekawy i całkiem dobry pomysł :) Jeśli chodzi o wydzieranie, myślę, że nie ma się tym co przejmować - w końcu każdy z tych wierszy jest samodzielnym tekstem, a cały powyższy zbiór to i tak tylko wybór Poldkowej twórczości. Rzeczywiście, to byłaby interesująca forma reklamy...
UsuńGdy czerwcowe napięcia i roboty mi się skończą, zamierzam rzeczywiście trochę się poreklamować w różnych miejscach, Ciekawe, czy NL znów przyjmuje teksty, Na YF też na pewno zajrzę, i jeszcze w parę miejsc. Brakuje mi czytelniczo-komentarzowej karmy, ot co :D
Dzięki za podpowiedź! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj kochana! :))
UsuńNajmocniej przepraszam, że dopiero teraz się zjawiam... I również dziękuję za wspaniałe komentarze u mnie kochana! Jestem Ci za nie dozgonnie wdzięczna! :)) :** ^^
Cóż, z filozofią mam dosyć często do czynienia, gdyż jestem wielbicielką Freuda, choć nie był filozofem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Dlatego niezmiernie ciekawiło mnie, jak to wszystko wygląda z perspektywy Poldka. Od samego początku wzbudził on moje zainteresowanie! Czułam intuicyjnie, że zawiera głębię i nie jest jednowymiarowy. Nie myliłam się! Jego przemyślenia wręcz mnie oczarowały! Niesamowite, lecz sama wyobrażam sobie często Boga, jak malarza, który śmiga z pędzlem! Magia, czy może pokrewieństwo dusz? ;))
Co do filozofii pana Satterthwaite’a, chyba nie potrafiłabym jej przyjąć. Mimo, iż jestem baczną obserwatorką, nie mogę tylko i wyłącznie się wszystkiemu przyglądać. Po prostu nie mogę! Ja działam! :D *.*
Tak czy inaczej, bez cienia wątpliwości chciałabym poznać bliżej Poldka! ;))
Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! <3
Dzięki za sygnał :) Spokojnie, wiem, że każdy ma swoje codzienne życie i nie da się zawsze przeczytać czy skomentować na zawołanie ;)
UsuńCieszę się, że Poldek wzbudził Twoje zainteresowanie - mam nadzieję, że uda mi się go pokazać jak najbardziej niejednowymiarowo. Oczarowanie Poldkiem jest dla mnie wielkim powodem do radości. A co do Boga-malarza... może to rzeczywiście jakaś magia czy coś podobnego?
Filozofia pana Satterthwaite’a jest bardzo specyficzna i z pewnością nie będzie pasować osobom, które lubią działać. Mnie jest bardzo bliska, jak w ogóle Poldek, ale czasami zbyt wielki ze mnie choleryk, bym umiała wyłącznie obserwować.
Myślę, że z czasem całkiem dobrze poznasz Poldka - i, mam nadzieję, pozostałe osoby, również te, których poznanie nie będzie aż taką przyjemnością ;)
Ome, nawet nie wiesz jak bardzo uradował mnie widok tych dwóch nowych notek. Jeszcze nie zgłębiłam do końca poldkowych perypetii literackich, ale zamierzam to uczynić jak najszybciej. Nastąpił wielki przełom, nie tylko w kwestii twojego powrotu, ale także w kwestii mojego komentowania twoich tekstów - dziś nastąpił mój pierwszy raz. Dlaczego pierwszy? Na Musivum trafiłam podczas twojej twórczej przerwy, więc głównie dlatego nie decydowałam się na pozostawianie po sobie śladów. Teraz, gdy jesteś znów z nami i mogę bez przeszkód cieszyć się twymi zgrabnymi słowami, zamierzam zostawiać jak najwięcej okruszków. Pierwszym z nich będzie nie tylko ten komentarz, ale również moja niezmierna radość, którą chciałam wyrazić poprzez mały podarek graficzny: LINK -> http://i62.tinypic.com/122dxc1.png
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że projekt nowego nagłówka ci się spodoba, jeżeli nie - zrobisz z nim co chcesz bądź nie zrobisz nic. Pozdrawiam i zmykam pałaszować Poldka!
A mnie niesamowicie uradował Twój komentarz oraz sygnał, że istnieje kolejna osoba, która czyta Musivum i cieszy się z jego reaktywacji! :) Jak to dobrze, że nadal chcesz czytać! Tym bardziej czuję się zmotywowana do pisania.
UsuńO RANY. Kliknęłam w link i zaniemówiłam z wrażenia. Projekt jest cudny, bardzo mi się podoba i ogromnie za niego dziękuję! :) Na razie pozwoliłam sobie go wykorzystać w kilku zakładkach jako nagłówek-logo do spisów treści etc. Powiedz tylko, jak podlinkować (to takie cwane pytanie o godność, bo próbuję rozgryźć Twoją tożsamość i coś mi chodzi po głowie, ale stuprocentowej pewności nie mam, więc sonduję).
Okruszki, już się cieszę na okruszki :) Będę się nimi z radością opychać. Mam nadzieję, że dobrze Ci się pałaszowało Poldka!
W takim razie moja radość sięga zenitu. Pisz, kobieto, pisz! Bo szkoda byłoby zmarnować tak pięknie rozpoczętą historię.
OdpowiedzUsuńDobrze widzieć, że projekt ci się spodobał, jeśli będziesz chciała coś skorygować, nie krępuj się. Zawsze można wprowadzić kilka poprawek. Co do tożsamości, póki co pozostanę Gallem Anonimem, ale wszystko zmieni się, gdy poukładam sobie śmieci na koncie Google i dokończę projekt swojej małej przystani. Mam nadzieję, że możemy się tak umówić, droga Ome.
Poldek jest jak ciastko z galaretką, oby było go jak najwięcej!
Pewnie, że będę pisać, zwłaszcza po takich zachętach i prezencie! W końcu nieładnie przyjąć prezent i nic dalej nie robić.
UsuńGall Anonim - niezły wybór, dobrze mi się czytało jego "Kronikę". Chociaż może lepiej "Galla Anonima" albo "Gallica Anonimica", sądząc po formach czasownika ;) Jasne, możemy się umówić, że na razie będziesz GA, a gdy czas nadejdzie - poznam Cię pod innym nickiem. Owocnych prac nad własną przystanią!
Poldek jako ciastko - to brzmi dobrze. Paru amatorów takich ciastek by się tu znalazło...
W weekend robię korektę nowego tekstu (mam już gotowy wydruk), a w poniedziałek wrzucam go na blog. Wspaniale wiedzieć, że kilka osób na pewno go przeczyta. Będzie tam też przez chwilę Poldek!
I takie podejście mi się podoba!
OdpowiedzUsuńCo do mojej własnej przystani, wskazanym jest, aby nie była to przestrzeń jałowa. Dlatego też mam nadzieję, że będziesz mi dostarczała sporo wrażeń swoimi wędrówkami pisarskimi, bo co jak co, ale one najczęściej, i najskuteczniej, motywują mnie ostatnio do czegokolwiek.
Znając mój rozpęd, Poldek niedługo ewoluuje w całą cukiernię (albo przynajmniej w chlebek bananowy). Oby mi tylko nie wyparł z horyzontu Michała, bo póki co to mój jedyny kompan jeżeli chodzi o "Muminki".
Ach, zatem czeka mnie nader przyjemne rozpoczęcie urlopu. Zabieram Musivum do domku nad jeziorem i będziemy się nawzajem pożerać w hamaku. Mam nadzieję, że nic nie stanie Ci na przeszkodzie, pioruny nie spalą sprzętu, nie wkradną Ci się żadne robaczki, ani magicznym sposobem nie znikną Ci wszystkie pamięci podręczne z nowym tekstem.
Z wielką przyjemnością będę dostarczać takiej radości. Ogromnie się cieszę, że mogę tak motywować.
UsuńPoldek jako chlebek bananowy? Brzmi... intrygująco. Co do Michała, myślę, że nie tak łatwo go wyprzeć, zwłaszcza gdy natrafi on na innych muminkofilów.
Mowy nie ma, kiedyś się nacięłam na awarię komputera i od tej pory ważne teksty mam na małych i dużych pamięciach zewnętrznych, na różnych pocztach i w wydruku. Jedna historia pod tytułem "chyba straciłam pół magisterki!" wystarczy mi na całe życie.
Mam nadzieję, że Musivum umili Ci początek urlopu i będzie Ci się dobrze konsumowało nowy tekst :)
Mam nadzieję, że, moimi żywieniowymi naleciałościami w tekście, nie poprzestawiam Ci niczego w koncepcji twoich alter ego i nie zaczniesz uwypuklać, chociażby u Poldka, natury godnej porównaniu do chlebka bananowego. Michał jest specyficzny i lubi Kurta, a to się chwali. Sądzę, że te miłostki do literatury i minimalizmu tworzą z nas świetną parę mentalnych kumpli.
UsuńAwaria komputera to chyba najgorszy z możliwych kataklizmów, dlatego wysyłam większość swoich plików do chmurki, gdzie leżakują sobie bezpiecznie i zarażone są jedynie na niehumanitarne hackowanie pozbawiające ludzi ich najważniejszych danych.
Och, ja też mam taką nadzieję, Ome. Ba, nawet jestem pewna, że tak właśnie będzie! Miło się z tobą gawędziło w komentarzach i mam nadzieję, że to nie pierwszy i ostatni raz. Pisz dzielnie!
Nie ma obaw, ci bohaterowie są ze mną od dobrych kilku lat (albo i dłużej), więc ich charaktery mocno się ugruntowały. Poldek nie zamieni się w chlebek bananowy. Poldek potrafi się nawet wkurzyć, rzucić mięsem i trzasnąć pięścią, chociaż bardzo rzadko mu się to zdarza i trzeba stworzyć mu ku temu naprawdę wyjątkowe warunki. Ale niektórzy potrafią.
UsuńJa też uwielbiam Michałowe lubienie Vonneguta. Vonnegut jest cudowny, jakiś czas temu znalazłam (w Biedronce!) tom "Armagedon w retrospektywie" i nie wiem, które z nas bardziej się ucieszyło, Michał czy ja.
Mnie też się bardzo miło z Tobą rozmawiało, liczę, że te pogawędki powtórzą się przy kolejnych tekstach :) Zabieram się za korektę "PS".
Poldek rzucający mięsem, a to ci zagwozdka. Toć on się widzi jako najpotulniejszy z baranków, który swoją budyniowatością mógłby obdzielić pół wojska i jeszcze by mu zostało! Jak widać Polduś też jakieś granice ma, może to i dobrze, nie można być nad wyraz wyrozumiałym i cierpliwym - każdy swoje granice ma.
OdpowiedzUsuńW biedronce, powiadasz. Czatuję tam dość często na książki, ale Kurta jeszcze nie widziałam, skąd wniosek taki, że muszę uważniej przekopywać biedronkowe kosze. Tylko mi nie mów, że dorwałaś tę książkę za grosze, bo poczuję się w tym momencie wybitnie źle.
Poprawiaj, poprawiaj, ja właśnie skończyłam ogólnikowe prace nad moją przystanią, gdzie ośmieliłam się napomknąć o twoim blogu, droga Ome. I, jak widać, przestałam nawet podszywać się pod Galla Anonima. Mam nadzieję, że uda nam się tak samo miło pogawędzić pod twoim "PS". Swoją drogą - to już jutro i bardzo nie mogę się doczekać!
Myślę, że Poldek zdoła jeszcze zaskoczyć i pokazać, że nie jest taki potulny, jakby się na pierwszy rzut oka zdawało. Tak, zdecydowanie ma granice i zdecydowanie są one - nie tylko jemu - potrzebne.
UsuńNiestety, dorwałam tę książkę rzeczywiście za grosze. Warto uważnie przekopywać kosze; ostatnio obłowiłam się w Stokrotce, która też od niedawna prowadzi sprzedaż książek za zaledwie parę złotych. Dużo jest pozycji dla dzieci i pop-masówki, ale trafiają się też perełki.
Tekst poprawiony; wrzucanie to już właściwie dziś, ale gdy wrócę z pracy, teraz niestety trzeba iść spać. Bardzo jestem ciekawa Twojej przystani (niestety, po wejściu w profil nie mogę namierzyć żadnego adresu); a wspomnienie o "Musivum" to dla mnie zawsze duży komplement. Czekam na pogawędkę pod nowym tekstem :)
Ja też mam taką nadzieję, Ome. Zwłaszcza, że Poldek jeszcze nie został zbytnio odkryty w twoich tekstach, zatem ciekawi. Ciekawi bardzo.
OdpowiedzUsuńAch, moja dusza cierpi i wyrzucam sobie okrutnie, że nie udało mi się dorwać takiego skarbu. Dzisiaj postanowiłam nie popełnić tego błędu i przed pracą zaleciałam do pobliskiej biedronki - powitała mnie szczypta przewodników po europie i niechciana książka Anny Muchy - wyobraź sobie to wielkie rozczarowanie na mojej twarzy.
Czekam i czekam na ten nowy tekst, mam nadzieję, że w końcu się doczekam, a tymczasem - link do bloga paix-graphic.blogspot.com - co prawda nie ma na nim zbyt wiele, ale wszystko przede mną, w końcu to dopiero początki!
Trzymaj się cieplutko Ome, odezwę się jak tylko przeżuję nowy kąsek od Ciebie ;- )
Za Poldka mam zamiar za jakiś czas wziąć poważniej, a przedtem rzucę parę Poldkowych kawałków w różnych miejscach.
UsuńMnie dziś rano też wpadła w oczy tylko książka Muchy i parę romansideł. Doskonale sobie wyobrażam Twoje rozczarowanie, ale spójrz na to w ten sposób: wyławianie perełek smakuje naprawdę tylko wtedy, gdy perełki są rzadkie, a nie nawarstwione niczym kamienie...
No dobra, kogo ja próbuję oszukać. Książkowych perełek nigdy nie jest dość, choćby ich stos przerósł Mount Everest!
Tekst właśnie wrzuciłam, wygrałam z oporami komputera. Uf. Oby ekskurs dobrze się trawił :)
Dziękuję za link, już wstępnie do Ciebie zajrzałam, a teraz spokojnie obejrzę dobie całość dokładnie :)